Zamiast wybuchu radości złapał strzelający łańcuch
05.12.2022 10:18
Marcin Karczewski to fotoreporter, który zwyciężył w konkursie PGE Ekstraligi na żużlowe zdjęcie sezonu 2022. Zdaniem kibiców głosujących w aplikacji mobilnej i na stronie speedwayekstraliga.pl zdjęcie jego autorstwa, przedstawiające Martina Vaculika tuż po defekcie w meczu finałowym, nie ma sobie równych i podsumowało całe rozgrywki.
Jak się okazuje, na finałowy mecz PGE Ekstraligi MOTOR Lublin – MOJE BERMUDY Stal Gorzów autor zwycięskiego zdjęcia przyjechał w bardzo nietypowych okolicznościach. – Już sama moja historia dojazdu na te finałowe zawody to opowieść na oddzielną anegdotkę. Od wielu lat nie opuszczam Wielkiego Finału PGE Ekstraligi, lecz tym razem dotarcie do Lublina wcale nie było takie oczywiste. Wracając z dalekiej Azji czekało mnie kilka lotów, dłuższych i krótszych przesiadek oraz obawy o opóźnienia. Na szczęście zdążyłem na wszystkie samoloty i po grubo ponad 20 godzinach podróży zameldowałem się w dniu finału, przed godziną piętnastą, przy taśmie bagażowej lotniska Chopina. Po mało ekologicznej jeździe nową eską trafiłem w końcu na Aleje Zygmuntowskie 4…. pod paczkomat, gdzie dzięki uprzejmości rodzinki czekały na mnie regulaminowe czarne spodnie, buty i czysta koszula. Przebieranie się przy samym paczkomacie to pewnie nie za częsty widok w Lublinie, ale dzięki sprawnej akcji na stadion wszedłem idealnie, nieco ponad 2 godziny przed zawodami – mówi popularny „Karczoh”.
W jakich okolicznościach powstało zdjęcie? – Po trzytygodniowej przerwie byłem spragniony żużlowych emocji, z nową energią i czystą głową liczyłem na fajne zdjęcia. Zamiast zmęczenia chodziłem pobudzony, bo od razu nasiąknąłem atmosferą tego wyjątkowego, żużlowego święta. O ile podczas spotkań ligowych jest czas na przejrzenie i wstępną selekcję fotek, tak na finale jest tyle różnych historii do utrwalenia, że przez cały czas biega się z aparatami pod ręką. Trzecią serię zawodów kończyłem na drugim łuku, bo zaraz po X biegu miałem wejść na swoją zmianę na murawę. A sam bieg X był przez długi czas przedłużeniem marzeń kibiców Stali o złotym medalu. Martin w końcu idealnie spasował się z torem i na tyle zdecydowanie jechał przed Dominikiem Kuberą, że na ostatnim kółku część fotografów już przygotowywała się do zmiany miejsca podczas krótkiej przerwy między seriami. Stojąc niedaleko zawodników i mechaników Stali czuć było, że to może być ten budujący bieg, który nakręci jeszcze bardziej zespół do obrony zaliczki z pierwszego meczu. Dlatego czekałem jeszcze na ostatni łuk, licząc, że Martin wykona z radości jeszcze jakieś gesty na motocyklu, czy pomacha kolegom na trybunach. Zamiast wybuchu radości złapałem strzelający łańcuch, defekt, który okazał się kluczowym momentem tego meczu – opowiada Marcin Karczewski.
Wiele osób już od finału PGE Ekstraligi uważało, że zdjęcie sezonu jest już znane, a w zasadzie nikt nie może podważać, że historia opowiedziana na fotografii nie podsumowuje rozgrywek. – Tuż po defekcie wiedziałem, że udało mi się złapać całą akcję, ale nie do końca zdawałem sobie sprawę z końcowego efektu – twierdzi Marcin Karczewski. – Nawet nie miałem chwili, żeby podejrzeć zdjęcia, bo cały czas fotografowałem, jak Martin klęcząc na torze przeżywał ten defekt i dalej jak schodzi załamany do parku maszyn. Zaraz były kolejne biegi, wybuch ogromnej radości na torze po 14. wyścigu, dekoracja na podium, a następnie wspólna feta z kibicami. I tak dopiero w nocy w hotelu, przeglądając materiał na komputerze, obejrzałem je po raz pierwszy i zdałem sobie sprawę, że udało się uchwycić coś wyjątkowego. Pomimo, że zdjęcia już robię delikatnie mówiąc „od kilku” lat, to muszę przyznać, że takiej fotki defektu jeszcze nie miałem, a oprócz samego niecodziennego kadru jest to zatrzymany na zawsze ten jeden moment, który zadecydował o losach całego sezonu.
Dzień po finale udostępniłem to zdjęcie w swoich social mediach, a zainteresowanie nim przerosło moje najśmielsze oczekiwania. Szybko wypłynęło nawet poza profile żużlowe i było komentowane wśród znanych osób zajmujących się piłką nożna, czy w ogóle nie związanych ze sportem. Zawsze miłe jest, jak ktoś docenia twoją pracę, a tak liczne pozytywne komentarze dają paliwa i motywacji do kolejnych wyjazdów. O konkursie dowiedziałem się można powiedzieć od kibiców i znajomych, którzy zaczęli oznaczać mnie pod postem PGE Ekstraligi zapowiadającym zabawę. I choć takich komentarzy było sporo, to nie czułem się jakimś specjalnym faworytem, bo takie konkursy są nieprzewidywalne.
Przy okazji konkursu Marcin chciałby podziękować swoim najbliższym, którzy akceptują jego hobby. – Od 1 kwietnia do 1 października w żaden weekend nie ma mnie w domu – mówi. – Dziękuję też fundatorowi nagrody, firmie Aztorin, za zaprojektowany specjalnie dla naszej dyscypliny zegarek Aztorin Speedway. Cieszę się, że takie duże marki dołączają do czarnego sportu. Wszystkim kibicom dziękuję za głosy i zapraszam na swój instagram