Sporo pecha mieli zielonogórzanie podczas ostatniego meczu rundy zasadniczej PGE Ekstraligi. Nie dość, że nieoczekiwanie przegrali mecz w Toruniu w najmniejszym możliwym wymiarze, to jeszcze przed samymi play-offami stracili Nickiego Pedersena. A mogło być jeszcze gorzej – nieciekawie wyglądał także upadek Piotra Protasiewicza.
– Mam chyba szczęście u góry, że koledzy mnie ominęli, kiedy leżałem na torze – powiedział Piotr Protasiewicz, który z nawierzchnią na MotoArenie bardzo blisko zapoznał się w biegu szóstym. Sędzia uznał, że winowajcą kraksy był Jason Doyle. Nie brakowało jednak opinii, że Protasiewicz upadł z własnej winy. – Owszem zamykałem gaz, bo nie chciałem się przewrócić. Nie było jednak miejsca, zahaczyłem o bandę i wyszło, jak wyszło. Sędzia zapewne obejrzał tę sytuację na wielu powtórkach i moim zdaniem podjął słuszną decyzję – ocenił Protasiewicz. – Na szczęście, poza obdartym tyłkiem jestem cały – dodał.
Nieco mniej szczęścia w pierwszej gonitwie tego spotkania miał jednak Nicki Pedersen, który po kontakcie z Jackiem Holderem upadł na wejściu w drugi łuk pierwszego okrążenia i doznał dość poważnych obrażeń. Wiele wskazuje na to, że Duńczyka nie zobaczymy w meczach półfinałowych. – Wydawało mi się, że jesteśmy silniejszą drużyną, niż jeszcze dwa miesiące temu. Nie wiem jednak jak będzie, kiedy zabraknie Nickiego. Być może odpowiednio zastąpi go Martin Smoliński, który jest ostatnio w dobrej formie – skomentował Piotr Protasiewicz.
STELMET Falubaz Zielona Góra w półfinale PGE Ekstraligi zmierzy się z BETARD Spartą Wrocław.
Jakub Keller