Jacek Frątczak wie, co w toruńskim żużlu piszczy (wywiad)

17.10.2018 11:43
Jacek Frątczak wie, co w toruńskim żużlu piszczy (wywiad)

Bezgranicznie ufa Chrisowi Holderowi. Opowiada o metamorfozie Rune Holty i zdradza kulisy rozmów z Pawłem Przedpełskim. Komentuje też scenkę parodiującą jego postawę przed kamerą podczas telewizyjnych wywiadów. Jacek Frątczak w szczerej rozmowie ze speedwayekstraliga.pl.

Jakub Keller: Walka na torze zakończona. Medale wręczone, statuetki rozdane. Czekamy na kolejny sezon – tak w skrócie można określić obecny status PGE Ekstraligi. Czy u pana wygląda to podobnie? Zrobił już pan grubą kreskę nad tym, co było i wkracza pan wraz z zespołem w kolejny sezon? Czy mimo wszystko wraca pan myślami do ligowych rozgrywek?

Jacek Frątczak: Choćby przez Galę PGE Ekstraligi mogłem wrócić do poprzedniego sezonu, aczkolwiek do tego co działo się na torze wracał będę. Wnioski należy wyciągać z sukcesów, ale przede wszystkim z porażek. Ostatni czas był jednak stosunkowo trudny i pracowity, a lada dzień zaczniemy przygotowania do następnego sezonu. Trwa bowiem budowanie składu. Drobne korekty wprowadzimy też, jeśli chodzi o tor na MotoArenie.

Czego więc kibic Get Well spodziewać się może w przyszłym sezonie?

Przede wszystkim stabilizacji. Na tym się skupiamy. Chcemy robić swoje. Z dala jesteśmy od budowania napięcia. Osobiście z dużą pokorą i spokojem podchodzę do kolejnego sezonu w barwach Get Well, bo uważam, że poznałem już toruński klub. Na pewno wiem już więcej, co w toruńskim żużlu piszczy.

Po meczu z forBET Włókniarzem Częstochowa podkreślał pan, że odbiła się na panu presja kibiców. Czy nie uważa pan, że to właśnie głód długo wyczekiwanego złota może mieć wpływ na postawę kibiców w Toruniu?

Brak złota wynikać może choćby z tego, że w przeszłości choćby nie udało się wygrać ostatniego meczu sezonu. Głód sukcesu jest wszędzie. Nie tylko w Toruniu. Każdy kibic, który przychodzi na mecze, liczy poniekąd na sukces.

Skoro wraca pan do poprzedniego sezonu i poniekąd do porażek, to chciałbym zapytać o pośrednią przyczynę porażki Get Well Toruń w tym sezonie. Mówię tu konkretnie o ostatnim wyścigu meczu forBET Włókniarz Częstochowa – MRGARDEN GKM Grudziądz. Zdaniem kibiców była to najlepsza gonitwa sezonu. Dla torunian oznaczało to jednak koniec marzeń o strefie medalowej. Śnił się panu po nocach ten wyścig?

Nie, bo pierwszy raz go zobaczyłem na telebimie podczas Gali PGE Ekstraligi. Wcześniej nie byłem psychicznie gotowy, by go obejrzeć. Słyszałem jedynie z opowieści jak było. Wyobrażałem sobie go, aczkolwiek nieco inaczej.

To może teraz o przyszłym sezonie. Klub poinformował już o pozostaniu braci Holderów. Chciałbym jednak skupić się na Chrisie. Czy nowy kontrakt, to kolejna szansa dla niego? Czy jednak jest on efektem obserwacji rynku, na którym, mówiąc kolokwialnie, z dnia na dzień ubywa jego potencjalnych zastępców w barwach Get Well Toruń?

To jest podstawowa kwestia. Nie chodzi o sentymenty, bo w sporcie staram się nimi nie kierować. Powtarzam to ciągle, że z Chrisem współpracuje mi się bardzo dobrze. Ale patrzę na to pod względem praktycznym. Uważam, że nie ma sensu robić zmian tylko po to, aby coś zmienić, bo czasem lepsze jest wrogiem dobrego. Chris, jako zawodnik ma bardzo dużo zalet. I to właśnie nad nimi musimy się skupić. Nad wadami natomiast trzeba pracować. Powtarzam to jak mantrę, że mistrzem świata nie zostaje się przez przypadek.

Pozostajecie też z Rune Holtą, na którym już raz fani z Torunia się zawiedli. Wtedy zmagał się z kontuzjowanymi nadgarstkami. Teraz walczy o powrót do zdrowia po fatalnym upadku w Grudziądzu i urazie nogi. Nie obawia się pan, że ta kontuzja może odcisnąć na nim negatywne piętno i spowodować, że ciężko będzie mu osiągnąć dyspozycję choćby z minionego sezonu? Spekulowano, że ta kontuzja może oznaczać nawet koniec jego kariery…

Absolutnie nie, bo po rozmowie z lekarzem klubowym wiem, że kontuzja nie jest skomplikowana, a Rune to niezwykle doświadczony zawodnik. W dodatku z bardzo dobrą bazą sprzętową. Ba, jestem absolutnie pewien, że Rune Holta dysponuje jednymi z najszybszych motocykli w PGE Ekstralidze. Ponadto, Rune mnie bardzo zaskoczył swoim zainteresowaniem sprawami klubu. On bardzo mocno żyje tym, co dzieje się w zespole.

Podobne pochwały w kierunku Rune Holty słyszałem od pracowników klubu. Wielu zgodnie twierdzi, że to nie ten sam Rune, który jeździł w 2011 roku z aniołem na piersi. Pan też miał możliwość w przeszłości współpracy z Rune. Czy zatem podziela pan tę opinię?

Oczywiście. Co prawda obawiałem się współpracy z nim, ale faktycznie Rune zmienił się niemal o 180 stopni.

Wszystkie znaki na niebie i ziemi wskazują natomiast, że w nadchodzącym sezonie Paweł Przedpełski nie będzie startował w barwach Get Well. Nie doszliście do porozumienia?

Długo z Pawłem na ten temat rozmawialiśmy. Kluczem było znalezienie dysonansu między przyszłością zawodnika, a polityką klubu. Chodzi nam o to, aby w przyszłym sezonie, mówiąc kolokwialnie ofiar było jak najmniej. Trochę inny mieliśmy plany przed tym sezonem, jeśli chodzi o obsadę składu. Kontuzje nam te plany jednak pokrzyżowały. Z drugiej strony nie spodziewaliśmy się też tak znakomitej postawy Jacka Holdera, który stał się podstawowym zawodnikiem i w sposób naturalny wygryzł innych ze składu. I nie chodzi mi w tym momencie tylko o Pawła, ale, jak wszyscy pewnie pamiętają, przez większość sezonu Jack zmieniał też Nielsa Kristiana Iversena. Wracając do Pawła – chodzi o to, żeby nie zrobić mu krzywdy nie wiadomo jakimi obietnicami. Nie chcę kreować tego typu rzeczywistości.


Jak zwykle odpowiada pan w bardzo dyplomatyczny sposób, co zdołałem zauważyć już nie tylko ja. Mam tu na myśli zabawną scenkę z panem w roli głównej podczas gali PGE Ekstraligi. Wywołała ona wśród publiczności sporo śmiechu. Pana też ona rozbawiła?

Przyznam, że jestem tym bardzo zaskoczony, ale nie ukrywam, że wolałbym wystąpić na gali w innej roli. Myślę o tym cały czas i obiecałem szefostwu klubu, że to się kiedyś stanie. Trzeba być jednak cierpliwym. A co do scenki, to oczywiście nie zamierzam się obrażać. Trzeba mieć dystans do siebie.

To na koniec zapytam tylko o to ile procent siebie dostrzegł pan w parodiowanej postaci Jacka Frątczaka?

Ta cała sytuacja potwierdza mój wspomniany dystans do siebie, bo uważam, że nie byłoby wyboru akurat takiej parodiowanej postaci, gdyby nie pewność, że nikomu się tym krzywdy nie zrobi. Na pierwszym miejscu postawiłbym jednak na sport. Później na show i zabawę. Podsumowując, mogę powiedzieć, że wszystkie trzy scenki wyszły bardzo śmieszne.

Jakub Keller

newsletter

Polityce prywatności.
© Ekstraliga Żużlowa sp z o.o.
  • FIM
  • PZM
Nasze media społecznościowe
Pobierz oficjalną aplikację
Język
PL