VACULIK: “Bardzo kocham mój kraj”

06.07.2015 11:24
VACULIK: “Bardzo kocham mój kraj”

Rozmowa z Martinem Vaculikiem – zawodnikiem Unii Tarnów, z której można się dowiedzieć czegoś o Mozarcie, knedliczkach, Grand Prix i miłości do Słowacji.

– Kiedy Słowacja wystartuje w Drużynowym Pucharze Świata?

– Skąd to pytanie?

– Niedawno wsparłeś twój macierzysty klub AMK Żarnovica w Pucharze Adriatyku Par. Całą waszą drużynę stanowili Słowacy.

– Na Słowacji jest dobra tendencja dla żużla. Powstał nowy klub, który tylko i wyłącznie zajmuje się szkoleniem młodzieży. Są trenerzy, osoby które dbają o sprzęt. I są chętni do uprawiania żużla. Jest szóstka nieźle zapowiadających się chłopaków. Jeden z nich – Adam Carada – złamał udo i ten sezon ma praktycznie stracony. To od nich samych zależy, w którym pójdą kierunku. Czy zdecydują się na ciężką pracę i karierę. Jeżeli tak się stanie, to będziemy mieli reprezentację z prawdziwego zdarzenia i wystartujemy w DPŚ. Na pewno jest na Słowacji duży optymizm odnośnie speedwaya.

– I to wszystko zasługa Martina Vaculika, który wygrał kiedyś sensacyjnie Grand Prix w Gorzowie i Słowacja o nim usłyszała…

– Nie czuję się zbawcą naszego żużla. Ja tylko pokazałem – chłopakom z mojego miasta – że można osiągnąć coś z niczego. Bo ja dorastałem na jedynym w kraju torze. Trenowałem sam i ścigałem się sam z sobą, bo nie było z kim innym. Nawet w takich warunkach można jednak coś osiągnąć.

– Z drugiej strony macie nieporównywalnie lepiej rozwinięte żużlowo Czechy, gdzie też jeździłeś swego czasu i o czym niewielu dziś pamięta zdobyłeś nawet będąc jeszcze juniorem tytuł mistrza Czech seniorów, pokonując całą plejadę doświadczonych zawodników.

– Stare czasy, ale tak było. Bardzo się wtedy cieszyłem. To była sensacja.

– Ale w Czechach jest źle jeśli chodzi o żużel. Tam nie ma takiego Vaculika…

– I nie wiem dlaczego tak jest. Sam chciałbym to wiedzieć. Mają przecież wielu zawodników, kilka torów, tradycje. Mam nadzieję, że to się wszystko obudzi. Cała nadzieja w Miliku i Krcmarze. Obaj dobrze rokują na przyszłość. Muszą jednak być widoczni w Polsce, bo to Polska daje rytm całemu żużlowemu światu. Kto u was jeździ, to musi już coś sobą reprezentować.

– Czego brakuje w Czechach?

– Zawodników, którzy przyciągną ludzi na stadiony.

– Któremu trenerowi w swojej karierze najwięcej zawdzięczasz?

– Po pierwsze mojemu ojcu, po drugie Markowi Cieślakowi, a po trzecie Bosse Wirebrandowi. Ojciec przyciągnął mnie do tego sportu, pokazał co trzeba robić, aby osiągnąć sukces. Marek Cieślak, to przyjaciel, wielki trener i przede wszystkim dobry człowiek. No i jest jeszcze Bosse. Ta trójka dała mi wiele do mojego życia żużlowego.

– Marek Cieślak mówi, że odradzał ci, abyś startował w Grand Prix. To prawda?

– Prawda i ja go wtedy nie posłuchałem. Cieślak to mag, czarodziej, wszystko co powie to się sprawdza. Nie wiem jak on to robi. Mówił wtedy, poczekaj jeszcze rok. Nie posłuchałem i się sparzyłem na tym wszystkim.

– Dzisiaj mówi się o tobie jako o jednym z najlepszym zawodników na świecie, którego nie ma w Grand Prix. Chcesz tam wrócić?

– Tak. Chciałbym wrócić i walczyć o tytuł mistrza świata.

– Wiesz co robiłeś źle, gdy byłeś w Grand Prix?

– Wiem i wiem co trzeba zrobić i poprawić, żeby było lepiej.

– Podobno miałeś ofertę, aby zostać jeźdźcem fabrycznym JAWY? Ostatecznie firma postawiła na Martina Smolinskiego.

– To nie jest prawdą.

– Nie żałujesz, że zostałeś w Tarnowie?

– Absolutnie nie. W Unii jest świetna atmosfera, są wspaniali sponsorzy. Przy tej okazji szczególnie dziękuję Grupie Azoty, dzięki której Tarnów ma żużel na wysokim poziomie.

– Będziecie czarnym koniem rozgrywek?

– Myślę, że na początku już tak było. Teraz mamy trochę zadyszki. Jesteśmy jednak mocni. Jak zwykle byli tacy co przed sezonem mówili, że tak nie będzie, ale w praniu wyszło co innego.

– Czy dzisiejszy żużel jest brutalny? Ty co prawda z reguły wygrywasz starty i mkniesz do przodu, ale jak tak nie jest, to kości rzeczywiście trzeszczą, a zawodnicy się nie oszczędzają?

– W ostatnich latach rzeczywiście żużel zrobił się twardym sportem, jak nigdy. Ale ja lubię tak jeździć, czasami nawet na granicy, ale zawsze fair. Mam świadomość, że jak przekroczę pewną granicę, to prędzej czy później to się obróci przeciwko mnie. Jeżeli czuję, że ktoś jest szybszy, to chcę z nim wygrać, ale nie za wszelką cenę.

– Lubisz twardą walkę?

– Tak. To jest taki sport, w którym to musi być. To jest adrenalina, to lubią kibice, ale wszystko w ramach zdrowego rozsądku.

– Czy nastawiasz się na konkretnych zawodników jak widzisz program zawodów. Czy jak stajesz pod taśmą na przykład z Nickim Pedersenem to jesteś bardziej spięty?

– Szczerze? Ja tak naprawdę nie wiem kto jedzie ze mną w danym biegu. Dla mnie wyścig, to kolory kasków, a nie nazwiska.

– Które miejsce zajmie twoja Unia w PGE Ekstralidze?

– To pytanie do wróżki.

– A jakie masz przeczucie?

– Awansujemy do play-off, a potem to już będzie wszystko możliwe.

– Jakbyś nie był żużlowcem to kim?

– Jak miałem 9-lat zacząłem jeździć na motocyklu. Tak więc żużel to całe moje życie. Nie poznałem tak naprawdę innej alternatywy. Ale jestem człowiekiem bardzo aktywnym i na przykład kocham boks. I chyba ta dyscyplina jest najbliższa mojemu sercu – obok speedwaya.

– Miałeś kiedyś “doła” i żałowałeś, że jeździsz na żużlu?

– Nigdy, bo ja to kocham. I kocham coraz bardziej, bo to jest miłość. Żużel tylko mi w życiu dał. Niczego nie zabrał. Nawet jak mam kontuzję, to mam przekonanie, że ten sport jest dla mnie wdzięczny.

– Kochamy żużel, ale mamy też świadomość, że czasami jest on nudny. Jak z twojej perspektywy to wygląda? Czy wyprzedzeń na dystansie jest mniej niż kiedyś?

– Wszystko zależy od tego, jak jest przygotowany tor. Jak będzie zrobiony dobrze, to nie ma opcji, żeby nie było walki i emocji. No i musi być też odpowiednia stawka zawodników. Jak tor jest mega przyczepny, to atrakcji nie ma. O wszystkim decyduje start.

– Co powiesz o polskim obywatelstwie?

– Nie wiem. Nie rozważałem tego.

– Czyli jesteś przywiązany do Słowacji…

– Bardzo kocham mój kraj, ale kocham też żużel. Trudno powiedzieć coś o zmianie obywatelstwa. To raczej temat zamknięty.

– Jakie są największe różnice między Polską a Słowacją?

– Że Słowacja jest 10 lat do tyłu za Polską (śmiech). Ale mówiąc serio. To bardzo podobne kraje. W Polsce są jednak bardziej otwarci ludzie niż na Słowacji.

– Nam się wydaje, że jest dokładnie odwrotnie…

– Na Słowacji jest inna mentalność ludzi. Jest dużo zazdrości, zawiści, a to mi się nie podoba.

– A jak jest z kuchnią? Polacy często narzekają na wasze jedzenie. Nie lubią knedliczków. Czy polska kuchnia ci odpowiada?

– Ja jem trochę specyficznie, mam swoją dietę i czy to w Polsce czy na Słowacji nie ma to znaczenia. Ale polska kuchnia jest znakomita. Lubię bardzo żurek i barszcz czerwony.

– Ale my nie mamy knedliczków!

– Przyznam, że ja też nie przepadam za nimi. Wolę pierogi!

– Czego słuchasz?

– Prawie wszystkiego, ale wolę ambitniejszą muzykę. Podczas zawodów, gdy mam słuchawki, to często jest to Mozart lub Beethoven. Tak więc pod tym względem jestem inny niż pewnie całe moje pokolenie.

newsletter

Polityce prywatności.
© Ekstraliga Żużlowa sp z o.o.
  • FIM
  • PZM
Nasze media społecznościowe
Pobierz oficjalną aplikację
Język
PL